To co Cię blokuje.
Porozmawiajmy o wadach. Tylko przez moment i tylko przez chwilę, ale porozmawiajmy.
Grzech nr 1 – odkładanie „na potem”. Ileż to razy miałeś się zabrać za naukę, już za minutkę, już za momencik? Yhm. Znasz to, co nie? Odkładamy, bo na weekend będzie więcej czasu, bo od następnego tygodnia będzie trochę mniej pracy, bo .. i tak można w nieskończoność. A gdyby tak zrobić to inaczej i zacząć od kwadransa? Kwadrans nauki codziennie, regularnie i przez 21 dni (nawyki tworzą się podobno po 30)? Nie łudźmy się – bo nie będzie lepiej z naszym czasem wolnym, bo żyjemy w takiej, a nie innej czasoprzestrzeni. Żyjemy szybko pod każdym względem. Przestań się więc oszukiwać i zacznij od dziś... no dobra – ewentualnie od jutra ;-)
Grzech nr 2 – hip hip hura. Co się dzieje, gdy już w końcu zabierzesz się za angielski? Wszystko na raz, na już. I to gramatyka i słówka, i seriale, bo Elka mówiła, że warto, że się osłucham, i podcasty i tysiąc innych pomysłów. Spokojnie, wyluzuj! Świetnie, że masz motywację, ale nie zapominaj, że nie od razu Rzym zbudowano (Rome wasn’t built in a day). Rozpracuj swój system, ustal planowany czas i zakres materiału i się tego trzymaj. Byle codziennie, byle regularnie, bo:
Grzech nr 3 – brak systematyczności. Zrywy może są dobre, ale głównie na parkingu ciemną nocą Lepiej mniej, a regularnie. I będę to powtarzać w nieskończoność. Lepiej 10 min dziennie, niż 40 raz w tygodniu (prof. Krzyżanowski rulezzz)
Grzech nr 4 – dostrzeganie tylko tego czego nie umiesz, i niezauważanie tego co potrafisz. Oj! To chyba taka polska natura – narzekanie. Mam nadzieję, że Wy się w nią nie wpisujecie. Najlepiej to widać przeglądając książkę, z której korzystacie. Zerknijcie sobie na początek, przekartkujcie trochę i przyznajcie, że materiału przerobionego jest mnóstwo. Nie twierdzę, że umiecie to wszystko i wszystko idealnie pamiętacie, bo to nierealne, ale uświadomienie sobie jak wielkie kroki poczyniliście nie jest wcale takie trudne. Przypomnijcie sobie Wasze początki i uwierzcie, nikt nie stoi w miejscu, jeśli chce się ruszać. Inna kwestia, gdy ktoś w ten ruch nie chce włożyć żadnego wysiłku – wtedy jest już ciężko.
Grzech nr 5 – negowanie wagi rzeczy. Niektóre tematy przychodzą nam trudniej. Co wtedy najłatwiej zrobić? Zignorować je! :-D Tylko czy ćwicząc na siłowni, też ignorujecie pewne partie, bo wyrzeźbienie ich jest trudniejsze? A jak byliście mali to ucząc się pisać, przestawaliście, bo było to skomplikowane? Nie sądzę. To teraz też tak nie róbcie. Po prostu nie róbcie.